Słodki, nietuczący, totalnie na zimę - czekocynamonowy efekt awantury firmowej.
Maksymalnie odżywczy, regenerujący i bardzo treściwy balsam w sztyfcie, ratujący wszelkie suchości.
Jest jak wielka pomadka ochronna, ale nie tylko do ust (choć usta pielęgnuje pierwszorzędnie*).
Uratuje spierzchnięte dłonie, suche stopy czy łydki oraz pękające łokcie i złagodzi spustoszenia dokonane podczas uprawiania sportów wodnych.
Ochroni skórę przed wiatrem i zimnem również na nartach, sankach czy snowboardzie.
Natychmiastowo przyniesie ulgę suchej i podrażnionej skórze, odżywiając ją i poprawiając poziom nawilżenia.
Olej abisyński - niech go cholera, taki drogi, ale zacny, więc jest podstawą tego sztyftu - zmiękcza i uelastycznia podrażniony naskórek, wygładza skórę i chroni ją przed przesuszeniem.
Masło kakaowe, shea i illipe, wspierane przez wosk pszczeli, tworzą na skórze ochronną warstwę, nie dopuszczając do utraty wody.
Witamina E regeneruje pięknie i w ogóle robi samo dobro od lat pozostając nie bez powodu kosmetycznym evergreenem.
Krótko rzecz ujmując - Czekocynamon zrobi co trzeba, nie przyprawiając nas o efekt "wszystkosiędomnielepi".
Najlepszy, przebadany dermatologicznie, kompaktowy i higieniczny w użytkowaniu.
Wygodnie się aplikuje i lubi podróżować.
Formuła sztyftu sprawia, że jest bardzo wydajny - aplikujemy tylko tyle, ile potrzebujemy. Czeko jest u z a l e ż n i a j ą c y.
*Stosowany do ust potrafi pomóc nawet tym najbiedniejszym - oblizywanym na wietrze. Należy się jednak przygotować na podejrzliwe spojrzenia publiczności, która w zaskoczeniu obserwuje nas, kiedy z zadowoleniem smarujemy usta "antyperspirantem" ;)).